FiM – Wszystko na sprzedaż

Do jakiego stopnia ludzkie łzy mogą stać się poszukiwanym towarem handlowym, przekonaliśmy się – nie pierwszy już przecież raz – przy okazji tragedii w Halembie.

Zbliżenie cyfrowej kamery jest bezlitosne. Widać bruzdy pooranej twarzy, wargi drgające w paroksyzmie szlochu. Jakaś starsza kobieta płacze, bo straciła syna, inna chowa twarz w dłoniach. Obiektyw niemal wciska się pod nie, aby widz mógł zobaczyć więcej i więcej… Bo łzy mają swoją cenę – zwłaszcza dla zleceniodawców reklamowych spotów, którymi co rusz przerywana jest relacja z kopalni. Liczy się przecież oglądalność, a tej nic tak nie podnosi jak cudze nieszczęście.

– Róbcie zdjęcia, no róbcie! Przecież tylko to potraficie! – krzyczy w stronę kilkudziesięciu fotoreporterów żona BYŁEGO górnika. Błyskają flesze.

„Nadzieja umiera ostatnia” – powtarzają jak mantrę dziennikarze wszystkich stacji i szukają dobrego tła dla swoich obrazków. O… jest znakomite tło. Samo się prosi, by wejść w kadr: wielki napis nad bramą kopalni: „Szczęść Boże”. Ileż to razy te dwa słowa zamienione w binarny kod elektronicznych impulsów docierały do naszych domów i świeciły z ekranów telewizorów. Miały krzepić. Tych na górze i tych na dole…

Ale Bóg miał w tych dniach widać inne zajęcie, bo gdy okazało się, że tragedia nie jest jedna, ale są dwadzieścia trzy różne tragedie pomnożone przez liczbę owdowiałych żon i osieroconych dzieci, „Szczęść Boże” zostało natychmiast zastąpione przez czarny jak kir napis przesuwający się na pasku w poprzek milionów kineskopów: „Zarząd Telewizji Polskiej SA postanowił przekazać za pośrednictwem Caritas Polska milion złotych dla rodzin tragicznie zmarłych górników”. Pięknie. Cóż za wzniosły gest!

Ale przecież pieniędzy nigdy zbyt wiele, więc kościelna organizacja charytatywna podaje numer pomocowego SMS-a oraz swoje konto, na które można wpłacać datki.

Płynie rzeka ludzkiej solidarności, a we mnie rośnie nieufność. Jakże bowiem ma być inaczej, skoro słyszę, że… Caritas przekazał każdej dotkniętej tragedią górniczej rodzinie po 5 tysięcy złotych. To daje w sumie 115 tysięcy. Gdzie reszta? Co z milionem od telewizji?!

Tknięty najgorszymi przeczuciami i nauczony smutnym doświadczeniem katowickiej hali targowej zwracam się do naszego reportera: – Pojedź na Śląsk, siedź tam, ile będzie trzeba, ale masz się dowiedzieć, jaką pomoc finansową otrzymały górnicze rodziny i czy w ogóle ją dostały. Przede wszystkim zbadaj, gdzie jest milion!

O święta naiwności! Znów nie doceniłem Caritasu, bo oto zanim nasz dziennikarz zdążył uruchomić silnik redakcyjnego samochodu, agencje podały wiadomość kolejną. Spłynęła ona z ust samego księdza dyrektora od zbierania datków. Bez cienia zażenowania. Brzmiała mniej więcej tak:

„Caritas nie przekaże teraz pieniędzy, które otrzymał od telewizji oraz większości innych datków. Dopiero za rok, za dwa, za jakiś czas, gdy przestanie płynąć pomoc dla rodzin górników uruchomi się te środki; może na jakieś stypendia dla osieroconych dzieci, może na kolonie dla nich”.

Oniemiałem, ale tylko na chwilę. Przecież to nic nowego. Jest milionik od TV i pewnie jeszcze ze dwa albo trzy razy tyle z datków  i SMS-ów, więc trzeba tą kasiorą kilka razy obrócić i poczekać, aż trawa porośnie groby i ludzką pamięć. Później się zobaczy…

Otóż nie tym razem! Reporterzy „FiM”, w chwili, gdy czytacie te słowa, są na Śląsku, a każdy dzierży w dłoni profesjonalny kalkulator oraz notes z kilkudziesięcioma potrzebnymi adresami. Policzymy, sprawdzimy i opiszemy – ile rzeczywiście pieniędzy via Caritas dostały górnicze rodziny, a ile pozostało (żeby zarabiać na ludzkim nieszczęściu!) na kontach owej „charytatywnej” instytucji.

Dość kupczenia ludzką tragedią i zarabiania na łzach wdów. Zapowiadamy wielki remanent. Już za tydzień.

[2006] FaktyiMity.pl Nr 48(352)/2006

Możliwość komentowania jest wyłączona.