FiM – Miłosierdzie Caritasu

Wiesława Ciężczak dzieli swoje życie na dwa etapy – ten sprzed dnia, kiedy poznała księdza Wiesława Banasia z Caritasu Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej, i ten po, który okazał się pasmem nieszczęść i trwa do dziś.

Mieszka wraz z synem we wsi Liski, niedaleko ukraińskiej granicy. Ludzie tu niezwykle pobożni. Na tyle, że kiedy Wiesława wraz ze swoim nowo narodzonym dzieckiem przyszła do kościoła – wygonili. Za to, że kalekie, i za to, że nieślubne. O tym, że kalectwo to kara boska, słyszała nieraz. Ona sama nie chce do tego wracać, mówi, że im zapomniała. Zresztą dziś swoim uporem i oddaniem Rafałkowi imponuje sąsiadom do tego stopnia, że nikt złego słowa już nie powie.

Rafał w tym roku skończył 11 lat. Urodził się bez rąk. Z wadą kręgosłupa i wadą nóg. Stopy zastępują mu ręce, bo to właśnie nimi wykonuje większość codziennych czynności – rozbiera się, je, sprząta czy myje zęby, dlatego denerwuje się, kiedy mama chce włożyć mu zakryte buty. Niemal przez cały rok chodzi w klapkach, nawet zimą. Od jakiegoś czasu ma indywidualne nauczanie. Wcześniej, niemal przez dwa lata, pani Wiesława codziennie dowoziła go do szkoły, a ostatni nieprzejezdny fragment drogi niejednokrotnie pokonywała z synem na plecach (gdy był po zabiegach lub było ślisko). Ale – jak mówi – jest już na to za ciężki. Potrzeby medyczne? – Wydłużyć nogę, zrobić biodro, wyprostować kręgosłup, przeszczepić ręce. Dla nas to jest podstawa – wylicza jednym tchem matka chłopca. Każdego miesiąca po kilka razy odwiedzają specjalistów. Walczą.

Rafał jest niezwykle skromny. Mówi, że z bólem lepiej walczyć, bo wtedy nie jest on taki mocny. Mówi też, że lubi ryzyko. – Jest inteligentny, świetnie działa na komputerze. Robi wszystko. Biega za piłką, jeździ na hulajnodze, nawet na drzewa włazi – śmieje się pani Wiesława. No, może nie na sam czubek, ale to tylko dlatego, że mu na to nie pozwala.

Ostatnimi czasy śmieje się tylko wtedy, gdy opowiada o Rafale. No i o ludziach, którzy tak licznie zareagowali na reportaż o jego losie, który blisko rok temu ukazał się w telewizji.

Bo poza tym pani Wiesława żyje w takim stresie, że już czasami ma dosyć.
– Byliśmy naprawdę szczęśliwymi ludźmi, a teraz już nie jesteśmy. Odkąd pojawił się Caritas, ja mam cały czas źle. Ludzie mi pomogli, dziękuję za to, bo naprawdę serca mają wielkie – Wiesława Ciężczak płacze. Mówi, że nie ma już siły.

Caritas to w tym przypadku jego dyrektor z diecezji zamojsko-lubaczowskiej – ks. Wiesław Banaś. Pojawił się w ich życiu przypadkiem. Wiesława była zadłużona po uszy, nie spłacała kolejnych pożyczek, byle tylko uzbierać pieniądze potrzebne na leczenie syna. Przymierała głodem, bo na życie zostawało jej zwykle kilkadziesiąt złotych. Wtedy ktoś opowiedział o chłopcu ks. Banasiowi. Ten postanowił działać. Załatwił występ u Elżbiety Jaworowicz w „Sprawie dla reportera”. Tam Rafał zdradził swoje marzenie. Chciał łazienkę. Taką, w której byłby duży prysznic z rozkładanym siedzeniem, żeby mógł siąść i polewać się wodą. Pani Wiesławie też się marzyło, żeby nie musiała już nosić syna do znajdującego się za domem wychodka ani myć go w miednicy. „Pod koniec programu podamy numer konta, który uruchomiła nieoceniona Caritas Polska. Jeśli państwo mają serca otwarte, to oczekuję, że to konto się zapełni” – zanęciła Elżbieta Jaworowicz.

Po emisji życie pani Wiesławy i jej syna obróciło się o 180 stopni. Lawina pomocy, jaka została uruchomiona, okazała się przeogromna. – Nie spałam, nie jadłam, wciąż odbierałam telefony, setki telefonów, a nocami odpisywałam na SMS-y – opowiada mama Rafała. Oprócz telefonów – listy i odwiedziny. Bo byli i tacy, którzy do położonej na krańcach Polski wsi sami przyjeżdżali z pomocą. Ta – rzeczowa i finansowa – naprawdę przerosła oczekiwania pani Wiesławy.

– Nie wszyscy chcieli przekazywać pieniądze za pośrednictwem Caritasu. Na ich prośbę założyłam więc oddzielne konto. Ludzie wpłacali na prawo jazdy, sprzęt AGD, meble, ubrania, a nawet na wakacje i urodziny dla Rafała – wylicza pani Wiesława. Za te pieniądze spłaciła wszystkie swoje długi zaciągnięte na leczenie syna. Ale tak było, zanim o koncie dowiedział się ks. Wiesław Banaś. Bo gdy się dowiedział, natychmiast oświadczył, że zgromadzone na nim pieniądze nie należą do Wiesławy i Rafała, ale do Caritasu! Ona nie ma do nich prawa. Straszył, że jeśli ośmieli się wydać na codzienne potrzeby choćby grosz, on to nagłośni.
– Niechżesz pani zrozumie, że to Caritas sprawił, że ludzie pani dali! Pani by nie miała grosza, gdyby nie Caritas! – wyjaśniał poirytowany. Na jakiej podstawie ks. Banaś zabrania pani Wiesławie podejmować pieniędzy z prywatnego konta, staraliśmy się wyjaśnić w Caritasie, i okazało się, że czyni to wyłącznie z przerostu ambicji, bowiem podpisane przez panią Wiesławę styczniowe porozumienie z Caritasem tej kwestii nie reguluje.

Tymczasem zaczęły się prace przy wymarzonej łazience dla chłopca. Trwały tydzień, wykopane zostały fundamenty, ale firma, która je zainicjowała, doszła do wniosku, że dotychczasowy dom jest w tak fatalnym stanie, że trzeba zastąpić go nowym. Na konto Caritasu powędrowały w tym celu duże pieniądze, powstała nawet wizualizacja, wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik. Cieszyła się, bo w takim wypadku nie dość, że mieliby solidny dach nad głową, to jeszcze zostałoby na leczenie syna.

I wtedy ksiądz Wiesław Banaś proponowanego projektu nie przyjął. Znalazł za to wykonawcę, z którym – bez wiedzy pani Wiesławy – podpisał umowę na budowę domu. Innego, droższego. Nie zgodziła się.

Próbowała za to z szefem zamojskiego Caritasu rzecz całą wyjaśnić. Dowiedziała się, że ksiądz musi projekt zatwierdzić, bo przecież jak już budynek zostanie pobudowany, on nie może się za niego wstydzić. Była uparta. On zirytowany, bo przecież – jak mówił – dał słowo przed milionową widownią Elżbiety Jaworowicz. – Napisze mi pani pismo, że pani nie chce tego domu, ja włączę do akt i my się z panią rozstajemy. Kończymy dyskusję i proszę pamiętać, że ja pani nigdy nie będę pomagał – oświadczył w końcu ksiądz dyrektor Banaś.

Na panią Wiesławę się obraził. Ona, choć dla dobra swojego dziecka przepraszała go kilka razy, straciła do niego zaufanie. Zapewnia, że docenia rolę, jaką kościelna instytucja charytatywna odegrała w życiu jej i jej syna, ale mówi też, że czuje się upokorzona tym, iż ciągle jej się to wypomina. I to w niewybrednych słowach. Ksiądz Banaś natomiast twierdzi, że „z tą panią” nie chce mieć już nic wspólnego.

Sprawa zapętliła się do tego stopnia, że pani Wiesława nie może uzyskać z Caritasu pieniędzy, jakie dla Rafała wpłacali ludzie. A potrzebuje. Żeby kupić dom. Teraz, jeszcze przed zimą. Po próbach dobudowy łazienki ich dotychczasowy został zniszczony. W znalezienie nowego włożyła dużo czasu i energii. Zresztą nie ona jedna, bo pomagało wielu ludzi, nawet lokalny wójt. Ten dom – ładnie utrzymany, niewielki, za 135 tys. zł – czeka, położony zaledwie kilka kilometrów od ich obecnego, co dla chłopca jest ważne, bo miasta nie lubi. Są na niego pieniądze zgromadzone na koncie Caritasu, obecny właściciel wciąż czeka na sfinalizowanie umowy, a dolnośląscy przedsiębiorcy zapewniają nas, że niecierpliwie wyczekują na sygnał, aby przyjechać i ów dom odświeżyć, a przede wszystkim – dostosować wymarzoną łazienkę do potrzeb Rafała.

Problem w tym, że panią Wiesławę wiąże porozumienie, jakie 11 stycznia 2011 r. tuż przed nagraniem „Sprawy dla Reportera” podpisała z Caritasem. – Nie miałam czasu tego przeczytać, jechaliśmy do Warszawy kilka godzin, na miejscu trzeba było zająć się potrzebami Rafała, później szykowanie do programu, ogólne zamieszanie – wspomina. A z owego porozumienia wynika, że Caritas Polska zobowiązała się pokryć koszty leczenia i rehabilitacji Rafała, zaś do czasu rozliczenia, a więc przedstawienia właściwych faktur, cała suma pozostaje do wyłącznej dyspozycji kościelnej organizacji. Żeby więc przeznaczyć pieniądze na zakup domu, pani Wiesława musi podpisać kolejne porozumienie. I takie przygotował dla niej Caritas. Tyle że jest ono napisane tak mało konkretnie, iż kobieta – wiedziona przykrym doświadczeniem – boi się go podpisać.
– Umowa jest rzeczywiście trudna do zinterpretowania. Co bardzo istotne: Caritas zobowiązał się, że zapłaci kwotę „w wysokości nie wyższej niż 135 tys. zł”, a nie, że zapłaci właśnie taką sumę. Może więc dać na przykład 500 zł, bo to również jest kwota „nie wyższa niż 135 tys. zł” – tłumaczy współpracujący z „FiM” prawnik. – Od Caritasu oprócz złych słów nie dostałam nic. Na początku, kiedy jeszcze był projekt dobudowy łazienki do naszego domu, ksiądz Banaś za 2 tys. zł kupił płyty paździerzowe. Od tamtej pory nie wzięłam grosza – mówi pani Wiesława. Dotąd nie wiedziała nawet, jaką sumę udało się zebrać dla Rafała. Jak ustaliliśmy – jest to niemal 268 tys. zł (na konto Caritas Polska wpłynęła kwota 183 836 zł, natomiast na konto Caritasu Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej – 84 071,10 zł).

Czego zatem brakuje? Dobrej woli. Ksiądz Banaś w rozmowie z „FiM” stwierdził, że nie jest stroną porozumienia i odsyła do Caritas Polska. – Przekażemy tyle, ile zebraliśmy – zapewnia Olga Kołtuniak, rzecznik prasowy Caritas Polska. – Sprawa jest w toku. Caritas Polska dąży do rozwiązania sytuacji – deklaruje z kolei Katarzyna Sekuła, koordynator projektów w Caritas Polska.

My do tej sprawy z pewnością wrócimy, żeby wyjaśnić między innymi to, dlaczego ksiądz Banaś chce, aby pani Wiesława partycypowała w kupnie domu (według proponowanej wersji porozumienia Caritas ma wyłożyć 75 tys. zł, zaś pani Wiesława resztę), skoro na konto Caritasu ludzie wpłacili tyle, że wystarczyłoby na dwa.

[2011] FaktyiMity.pl Nr 50(615)/2011

Możliwość komentowania jest wyłączona.